Zmieniliśmy Regulamin oraz Politykę Prywatności.
Przeczytaj dostosowaną do zmian w prawie ochrony danych osobowych treść Regulaminu oraz Polityki Prywatności.
Monitorujemy anonimowo aktywność na stronie, korzystamy z cookies.
Jeśli nie zmienisz ustawień przeglądarki pliki cookie będą zapisywane na Twoim urządzeniu. Akceptuje
Komandor Porucznik Zbigniew Przybyszewski "Zbyszko z Kruszwicy"
Kliknij na obrazek, aby powiększyć
Zbigniew Przybyszewski to postać, obok której nie można przejść obojętnie. Jego bohaterskie życie i tragiczny los powinny uczyć nas wszystkich, że słowa honor i ojczyzna mają najwyższą wartość. Jego oprawcy słów tych nie znali, a i dzisiaj wielu zachowuje się tak jakby tych słów nie było. Koledzy podczas służby w marynarce wojennej nadali mu przydomek niczym bohaterowi sienkiewiczowskich "Krzyżaków" Zbyszko z Kruszwicy. On sam pochodził z oddalonego kilka kilometrów od Kruszwicy Giżewa.
Rodzinny dom Zbigniewa Przybyszewskiego w Giżewie
fot. Marek Kujawa 2009
Bliskość Kruszwicy uważanej wtedy za świętość początku polskiej państwowości i jego postawa sprawiły, że zasłużył na ten przydomek. Jezioro Gopło, gdzie od najmłodszych lat zdobywał swoje doświadczenie żeglarskie marząc jednocześnie o polskim morzu. Marzenia wkrótce miały się spełnić, a on sam będzie bronić polskiego morza. 22 września 1907 roku w rodzinie ziemiańskiej w Giżewie koło Kruszwicy państwu Józefowi i Helenie z domu Janiszewskiej urodziło się ósme (przedostatnie) dziecko - syn, któremu nadano imiona Zbigniew Józef. Zbigniew odebrał w domu staranne, patriotyczne wychowanie, a po ukończeniu szkół zdał w 1927 roku maturę w inowrocławskim gimnazjum (dzisiejsze liceum im Jana Kasprowicza). Za namową ojca rozpoczął naukę na Wydziale Morskim Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej, którą w 1930 roku ukończył z oficerską promocją podporucznika marynarki. W trakcie nauki odbył rejs atlantycki na żaglowcu szkolnym Marynarki Wojennej - ORP "Iskra".
W następnym roku odbył kurs aplikacyjny dla podporuczników marynarki w szkolnym dywizjonie Marynarki Wojennej w Gdyni. Po promocji na porucznika marynarki w 1933 roku jego szkolenie w latach 1934-35 zaczęło nabierać szybkiego tempa: uczestniczył w praktyce artyleryjskiej we Francji, ukończył w Warszawie kurs elektrotechniki oraz II Kurs Oficerów Artylerii Morskiej i II Kurs Oficerów Podwodnego Pływania. Szkolenia nie przerywały jego ściśle wojskowej drogi życia - od 1931 był oficerem wachtowym na torpedowcu ORP "Krakowiak", na którym na początku 1933 mianowano go zastępcą dowódcy.
Jednocześnie jako p.o. oficera wachtowego, uczestniczył w rejsie niszczyciela ORP "Wicher" do Szwecji.
ORP WICHER
Pod koniec 1933 roku był przez pewien czas dowódcą kompanii w Kadrze Floty w Gdyni. W 1934 został oficerem artylerii na okręcie podwodnym ORP "Wilk".
ORP Wilk
Przybyszewski niezależnie od pracy w wojsku zajmował się aktywnie jachtingiem, piastował kierownicze stanowiska w Ośrodku Szkolenia Jachtingu Morskiego i kilkakrotnie brał udział w regatach na Bałtyku. W 1935 roku zmienił stan cywilny biorąc za żonę w Helenę Poważe, siostrę kolegi ze Szkoły Podchorążych.
Nowo poślubieni małżonkowie zamieszkali w Gdyni przy ulicy Ejsmonta w willi, którą kupili za pieniądze które Zbigniew dostał w spłacie od brata Zygmunta po majątku rodziców w Giżewie.
W 1936 objął funkcję zastępcy dowódcy torpedowca ORP Mazur, a od 1937 pływał jako I oficer artylerii na niszczycielu ORP "Burza"
(pod jego dowództwem artylerzyści Burzy zostali mistrzami floty w strzelaniu artyleryjskim w 1937 roku) a następnie na ORP "Błyskawica".
ORP Błyskawica
Ze względu na znakomitą opinię, którą wyrobił sobie jako oficer, i świetne wyniki strzelań artyleryjskich dowodzonych przez niego marynarzy-artylerzystów został, już jako kapitan marynarki, mianowany pod koniec 1938 roku dowódcą XXXI Baterii Artylerii Nadbrzeżnej na Helu. Fakt ten został przyjęty przez kmdra Steyera - Dowódcę Rejonu Umocnionego Hel z wielkim entuzjazmem i zadowoleniem. Przybyszewski - "Zbyszko z Kruszwicy" w Marynarce Wojennej cieszył się już wtedy ogromnym szacunkiem i uznaniem.
Zbudowana w 1935 roku XXXI Bateria Artylerii Nadbrzeżnej - to najpotężniejsza i niestety jedyna w okresie przedwojennym - polska bateria najcięższej artylerii zwana od 1937 roku także imieniem jej twórcy, kmdr Heliodora Laskowskiego. Składała się z czterech dział Boforsa o kalibrze 152,4 mm - zlokalizowanych na potężnych żelbetowych stanowiskach usytuowanych na samym skraju cypla Półwyspu Helskiego, stąd nazywano ją także "baterią cyplową".
Zdjęcie pochodzi z archiwum Muzeum Obrony Wybrzeża w Helu
Bateria mogła skutecznie strzelać na odległość do 26 km. Przybyszewskiemu podlegała także bateria nr 21 [oświetlająca i przeciwlotnicza] - 2 działa Schneider kalibru 75 mm, traktowana jako wydzielona część baterii Laskowskiego.
Gorące lato 1939 roku przynosi wzrost napięcia i kolejno ogłaszane mobilizacje częściowe. Stan baterii zwiększono tak, że składała się w sumie z pięciu oficerów i około stu podoficerów i marynarzy reprezentujących bardzo wysoki poziom wyszkolenia bojowego oraz wysokie morale. Powiększono także uzbrojenie p-lot o pojedynczy nkm 13,2 mm i wymieniając stare ckm-y na nowsze wz. 30. Armaty 152,4 mm miały zapasy amunicji wynoszące zaledwie 186 pocisków na działo, a zadania postawiono przed baterią ogromne. Miała zwalczać wrogie jednostki floty i wspierać obronę przeciwdesantową i przeciwlotniczą półwyspu, czyli być jednostką, na współdziałanie której będą liczyć niemal wszystkie oddziały lądowe i morskie z rejonu Zatoki Gdańskiej. Natomiast jej własna pozycja była osamotniona i musiała liczyć wyłącznie na własne siły.
Powszechna mobilizacja zostaje ogłoszona przez Ministra Spraw Wojskowych 30 sierpnia 1939 r, a już najbliższej nocy Niemcy rozpoczynają atak na Polskę.
Ogromną cześć ciężaru obrony cypla przejęła natychmiast bateria Laskowskiego nie dopuszczając w pobliże wielokrotnie lepiej uzbrojonych okrętów niemieckich.
Już 3 września miał miejsce pojedynek artyleryjski, w którym polskie pociski trafiły w maskę działa niszczyciela "Leberecht Maass". Wynik tej kilkunastominutowej potyczki artyleryjskiej budzi do tej pory, wiele sprzeczności i kontrowersji. Trafienie w maskę działa "Leberecht Maassa" zgłosił zarówno dowódca baterii im. Heliodora Laskowskiego kpt. Zbigniew Przybyszewski, jak i niemiecki kontradmirał Lütjens. Z kolei komandor F. Ruge, który oglądał 4 września szkody na niszczycielu, twierdził, że były wywołane pociskiem kalibru, co najwyżej 120 mm.
Przez wiele dni bateria Laskowskiego toczyła pojedynki artyleryjskie - przede wszystkim z pancernikami "Schleswig-Holstein" i "Schlessien".
Rano 25 września pancerniki zdołały się prawidłowo wstrzelać i pociski kalibru 280 mm zaczęły wybuchać na terenie baterii. Jeden z nich trafił w betonową platformę działa nr 3, powodując śmierć dwóch marynarzy i poważnie raniąc kilku innych. Eksplozja uszkodziła maskowanie, a gruz i odłamki zablokowały mechanizmy działa. Kolejny z pocisków unieruchamia czasowo działo nr 1, a jeden z odłamków rani kierującego ogniem na nieosłoniętej wieży kpt. Przybyszewskiego. Pozostałe dwa działa strzelają nieustannie uzyskując trafienie w niemiecki pancernik. "Schleswig-Holstein" stawia zasłonę dymną, a bateria przenosi ogień na Schlesiena. Chwilę potem, około godziny 11.18, oba niemieckie okręty przerywają pojedynek i wycofują się poza zasięg polskiej baterii. Niemieckie okręty łącznie wystrzeliły 159 pocisków kalibru 280 mm i 209 pocisków kalibru 150 mm.
Dwa uszkodzone działa baterii Laskowskiego zostały wkrótce uruchomione, a rannego dowódcę zastępuje kpt. Bohdan Mańkowski. Tak o przebiegu tej walki pisze w książce "Wielkie dni małej floty" Jerzy Pertek " Wreszcie 25 września doszło do pamiętnej walki artyleryjskiej baterii cyplowej z obu pancernikami, które opuszczając Gdańsk i podchodząc na bliższą niż zazwyczaj odległość , umożliwiły baterii otworzenie do nich skutecznego ognia. Już o 8.00 rano kłęby czarnego dymu, wydobywające się z kominów obu stojących wówczas w Gdańsku pancerników, zasygnalizowały ich wyjście w morze. O godz. 9.15 pancerniki opuściły port i skierowały się na Gdynię. Jak wspomina kpt. Chrostowski w baterii cyplowej było już wszystko gotowe do walki.
Godz 9.50 - w centrali artyleryjskiej słychać cichy szum pracy silników elektrycznych.Każdy w skupieniu obserwuje zmiany celownika i kręgu, które natychmiast przez zgranie wskaźników przesyła do dział. Armaty z lufami wysoko wzniesionymi powoli obracają się wraz ze zmiana azymutu.
Godz 10.00 - Pancerniki w szyku torowym idą kursem torowym wzdłuż wybrzeża, otoczone trałowcami,ścigaczami i kilku torpedowcami, wyraźnie odznaczając się na tle wzgórz Redłowskich. Raptem...
- Błysk na pancernikach!- melduje obserwator na wieży.
- Pal! pada ostra komenda dowódcy.
Z dzikim skowytem wylatują cztery pociski w kierunku niemieckich pancerników, aby gdzieś po drodze minąć się z ośmioma pociskami przeciwnika. Ogłuszający huk padających pocisków i odpaleń własnej baterii miesza się z szybkim ogniem artylerii przeciwlotniczej ostrzeliwującej samolot, który koryguje ogień niemieckich pancerników.
- Mniej dwieście, ogień ciągłymi salwami- pada nowa komenda.
- Nakrycie! - dolatuje radosny okrzyk z pomostu.
Straszna walka nierównych sił ( 8 dział - 280 mm i tyleż - 150 mm przeciwko 4 działom 150 mm) rozszalała z całą namiętnością. Tymczasem na wieży meldowano ścigacze, które położyły zasłonę dymną, otaczając pierwszy pancernik nieprzeniknioną ścianą. Z daleka tylko , na tle Kamiennej Góry, rysował się przedni maszt pancernika.
- Stop! Zmiana celu!- Pada nowa komenda.
- Cel : drugi pancernik. Ogień salwami. Uwaga - pal!
- Nakrycie! Ogień ciągły salwami. Uwaga pal!
- Trafiony!...
Okrzyk zlewa się z ogłuszającym wybuchem rozrywającym się w pobliżu wieży wieży pocisku. Dalmierzysta st. mar.Skiba z okrzykiem "Niech żyje Polska!..." - wali się śmiertelnie ranny na podstawę obsługiwanego dalmierza.
Zażarta walka trwa dalej , jedno z dział baterii (działo nr 1)zostaje trafione i na dłuższy czas unieruchomione, odłamek pocisku rani Kapitana Przybyszewskiego, działo nr 3 ma awarię , ale bateria grzmi dalej.
O godz.11.05 pancerniki robią zwrot, opuszczają pole walki i wycofują się na Gdańsk, przerywając o godz 11.18 ogień. W chwilę później bateria helska również milknie, a jej obsługa bierze się do gorączkowej pracy: naprawy uszkodzeń."
A tak wyglądał początkowy przebieg tej walki zarejestrowany przez operatorów niemieckiej kroniki filmowej. Fragment walki kończy się z chwilą uzyskania przez artylerzystów kapitana Zbigniewa Przybyszewskiego tzw. nakrycia to jest wtedy, kiedy pociski spadają blisko przed i tuż za burtami okrętu. Każde następne pociski mogły być celne( "Schlezwig-Holstein" nie wytrzymał pojedynku artyleryjskiego z baterią helską i trafiony celnym pociskiem ukrył się za zasłona dymną. Pocisk, który trafił niemiecki pancernik, przeszedł przez szyb wentylacyjny do znajdującego się lazaretu, gdzie rozerwał się i zabił sześciu znajdujących się tam i najmniej spodziewających się śmierci członków załogi). Ale tego momentu, w którym pancernik zostaje trafiony nie mogli Niemcy pokazać w kronice.
28 września kpt. Przybyszewski opuszcza szpital wbrew zakazowi lekarzy i wraca z ręką na temblaku do dowodzenia baterią.
Legendy o bohaterstwie kpt. Przybyszewskiego, to nie tylko ten spektakularny powrót do akcji. To przede wszystkim to, że jako lubiany i cieszący się wielkim zaufaniem dowódca przez cały czas trwania walk nie dopuścił do moralnego rozkładu podległych sobie pododdziałów. Marynarze baterii wiedzieli o załamywaniu się frontów, o szybkim postępie wojsk niemieckich, o przypadkach rebelii i buntów na samym Helu - lecz sami do końca uważali się za niepokonanych i nie dopuszczali do siebie myśli o przegranej. Zwycięskie pojedynki z niszczycielami, równorzędna walka z dysponującymi ogromną siłą ognia pancernikami, udana obrona przeciwlotnicza - oto niezaprzeczalne sukcesy marynarzy XXXI baterii cyplowej, dowodzonej przez oficera, który swą postawą reprezentował w ich oczach coś więcej, niż tylko zwyczajną, pozbawianą wyobraźni odwagę. Kpt. Przybyszewski umiejętnym szkoleniem i własnym przykładem wpoił tym ludziom morale, pozwalające im mobilizować się maksymalnie w okrutnych warunkach walki z nawałą wroga i do końca zachować pełną zdolność operacyjną baterii.
Tymczasem wojska polskie dodatkowo zaatakowane już 17 września od wschodu przez Związek Radziecki cofały się przed atakami wojsk niemieckich i radzieckich poza granice kraju. Poddała się Warszawa, padł Modlin, dalsza walka nie miała sensu. Nadeszła kapitulacja.
W nocy z 1 na 2 października załoga baterii cyplowej rozpoczyna niszczenie swoich stanowisk - centrali artyleryjskiej, dalmierzy, przyrządów celowniczych. Dwa zamki dział zostały zniszczone, a dwa pozostałe wymontowane i zatopione w morzu.
Spalono wszystkie szyfry, podobnie jak cześć akt i dokumentów.
Jak zanotował kpt. Przybyszewski:
,,2.X wpłynęły do portu okręty niemieckie, załoga przed odmarszem do niewoli odśpiewała hymn narodowy".
Z relacji porucznika Pawlikowskiego:
,,Wkrótce nadjechali samochodami niemieccy oficerowie, wysiedli, zbliżyli się do dowódcy, oficer niemiecki zasalutował i wyjął papierośnicę częstując kapitana papierosem, ten jednak energicznie odmówił, co nam się bardzo podobało. Niemiec zakomenderował z pruską butą - zdać broń! Wtedy kpt. Przybyszewski pobladł i z zaciśniętymi wargami wyszedł z szeregu. Niewprawnie manewrując jedyną zdrową ręką odpiął kordzik. Niemiec wyciągnął po niego rękę, ale ranny podszedł do nadbrzeża i z rozmachem cisnął broń w morze".
Ten symboliczny gest mówi więcej niż wiele słów.
Zdjęcie wykonano w dniu kapitulacji
Podczas okupacji Przybyszewski był więziony w oflagach X B Nienburg, XVIII B Spittal, II C Woldenberg (Dobiegniew).
Z tego ostatniego dwukrotnie próbował uciec - raz podkopem, drugi raz ukrywając się na wyjeżdżającej z obozu ciężarówce.
Po wyzwoleniu wahał się - jak wielu Polaków przebywających na Zachodzie - czy do Polski zmienionej zarządzeniami Jałty powrócić. Wybrał bezwarunkowo Polskę.
W kwietniu 1945 roku powrócił do kraju i rozpoczął pracę w Morskim Instytucie Rybackim w Gdyni. Od sierpnia tego roku został przyjęty do czynnej służby w Marynarce Wojennej. Służył w Pułku Morskim, a następnie od września 1945 r., mianowany do stopnia komandora podporucznika, był dowódcą kompanii szkolnej w Szkole Specjalistów Morskich na Oksywiu.
W lipcu 1946 r. mianowano go dowódcą Dywizjonu Ścigaczy, a od października dowódcą nowo sformowanego 31 Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej w Redłowie. Na stanowisku tym przebywał do połowy 1949r., kiedy to już w stopniu komandora porucznika, mianowano go szefem Służby Artyleryjskiej w Dowództwie Marynarki Wojennej w Gdyni. Latem 1950 roku awansował na stanowisko zastępcy szefa Wydziału Marynarki Wojennej przy Sztabie Generalnym WP.
Wtedy właśnie nadeszły najczarniejsze lata w historii polskiej Marynarki Wojennej - lata panowania tzw. Informacji Wojskowej - czyli po prostu władzy bezpieki i bezlitosnego bezprawia.
Kmdr Przybyszewski został wezwany do Warszawy. O czym wtedy myślał? Czy już spodziewał się aresztowania? Nie wiemy. Z pewnością nie spodziewał się jednak aż tak tragicznego rozwoju wydarzeń. Jako pierwszy z tak wysoko postawionych oficerów został aresztowany 16.IX 1950 r. po wejściu do gmachów wojskowych na Koszykowej.
Natychmiast po aresztowaniu zaczęło się okrutne, bezustanne i wynaturzone śledztwo - bezsensowne zarzuty spisku i szpiegostwa oraz nieustające tortury, których grozę trudno sobie nawet wyobrazić na podstawie lektury w ciepłym fotelu. Samo aresztowanie nie wystarczyło oprawcom, wkrótce żona Helena z córką musiała opuścić dom, który skonfiskowano, a który był własnością państwa Przybyszewskich. Otrzymała również nakaz opuszczenia pod groźbą kary więzienia na zawsze wybrzeża na odległość nie mniejszą niż 100 km.
Brutalne, nieustanne, bezsensowne i wynaturzone śledztwo zakończyło się dla kmdra Przybyszewskiego wyrokiem wydanym za rzekome szpiegostwo przez zbrodniczego pułkownika - sędziego Informacji Wojskowej, którego nazwisko nie jest godne, aby je tu przytoczyć...
Wyrokiem była śmierć...
Kmdr Przybyszewski świadom zakłamaniu i bezprawiu, które go spotyka hardo odmówił złożenia prośby o rewizję wyroku czy też o łaskę. Prośby składane przez Jego rodzinę, od której został tak nagle oderwany, dotarły do samego prezydenta Bieruta - i zostały odrzucone. Jego żona Helena zadzwoniła do słynnego Tuwima z prośbą o pomoc, gdyż dowiedziała się, że ten ma dojście do Bieruta…
Tuwim przez telefon wyzwał ją od najgorszych i rzucił słuchawką…
Mała córka komandora Danusia Przybyszewska pisemnie błagała prezydenta Bieruta o litość dla swego tatusia słowami:
"Obywatelu Prezydencie!
Wiem, że tatuś kochał swój Naród i swoją pracę! Jak ja teraz będę mogła uczyć się i żyć bez Tatusia, mojego kochanego Tatusia?
Tatusia wszyscy będą żałować, bo znają go i czytali jak bronił Helu.
Mamusia też już pisała do Ciebie Obywatelu Prezydencie i ja proszę – ocal Tatusia!"
16 grudnia 1952 roku komandor został zabity strzałem w tył głowy na korytarzu więzienia - tak jak to praktykowały polskie władze "bezpieczeństwa", broniące podobno sprawiedliwości. Nie wydano nawet rodzinie Jego zwłok.
Podobnie zakatowano i zamordowano z rozkazu kapturowych sądów bezpieki 20 wyższych oficerów i wielu - wielu niezliczonych żołnierzy i cywilów. Został pochowany prawdopodobnie w grobie zbiorowym na warszawskich Powązkach. Grób symboliczny znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie w Kwaterze "Na Łączce".
Decyzją Naczelnego Sądu Wojskowego z 24 kwietnia 1956 roku postępowanie karne zostało wznowione i po ponownym rozpatrzeniu sprawy uchylono wyrok z 1952r., stwierdzając całkowitą niewinność skazanych. Wdowie po komandorze zwrócono skonfiskowany dom. Raport tzw. Komisji Mazura badającej "nadużycia i wypaczenia" w Informacji Wojskowej jednoznacznie postawił w tej i wielu innych sprawach zarzut mordu sądowego - jednak nie poszły za tym adekwatne wyroki skazujące sprawców tych niebywałych wynaturzeń. (Wyroki te były nieliczne i opiewały na rok- dwa więzienia, przeważnie w zawieszeniu).
Komandor Zbigniew Przybyszewski został po rehabilitacji pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari za dowodzenie baterią cyplową na Helu w 1939 roku. Nic jednak nie jest w stanie przywrócić mu życia, nic nie zatrze strasznych lat, które zgotowała swoim obywatelom polska władza reprezentowana przez Informację Wojskową, UB i sądy kapturowe - z torturami, ale za to bez świadków, bez dowodów, bez prawa do obrony.
Czcząc imię bohaterskiego komandora Zbigniewa Przybyszewskiego pamiętajmy o tym, aby nigdy nie dopuścić do sytuacji, gdy totalitaryzm i niekontrolowane zbrodnie władzy mogłyby znów stanąć na porządku dziennym.
Imieniem Komandora Zbigniewa Przybyszewskiego nazwano ulice w Gdyni, w Helu i w Kruszwicy. Nosi je również 6 Harcerska Drużyna Żeglarska w Rybniku. Jego pamięci poświęcono tablice w kościele ojców Franciszkanów w Gdyni-Wzgórzu Św. Maksymiliana oraz w kościele św. Michała Archanioła w Gdyni-Oksywiu.
Dnia 11 listopada 2006 roku, w Święto Niepodległości Polski - zarząd Muzeum Obrony Wybrzeża podjął uchwałę o nadaniu Muzeum imienia komandora Zbigniewa Przybyszewskiego.
W 2011 ukazała się książka autorstwa Krzysztofa Zajączkowskiego "Bohater Obrony Helu kmdr. por. Zbigniew Przybyszewski 1907-1952"
Odznaczenia kmdr. por. Zbigniewa Przybyszewskiego:
Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari - nr 11741, na mocy decyzji władz polskich na Uchodźstwie dnia 30 października 1946 r.
Order Krzyża Grunwaldu III klasy
Medal Za udział w wojnie obronnej 1939
Medal za Odrę, Nysę, Bałtyk
Medal Zwycięstwa i Wolności 1945
Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski - pośmiertnie, 2011
Wielu osobom nieznającym tematu może się to wydać niezwykłe, ale do Helu rokrocznie ciągną istne pielgrzymki ludzi chcących zobaczyć sławną z obrony Helu baterię Laskowskiego i obejrzeć miejsce, gdzie walczył jej dowódca - obrońca Helu, tak bliski wielu Polakom - Zbigniew Przybyszewski -" Zbyszko z Kruszwicy".
Kopiowanie tylko za zgodą autorów strony lub po dodaniu źródła do treści
Zalecana przeglądarka: Mozilla Firefox Zalecana rozdzielczość: od 1280 na 1024 pikseli
Kruszwica.tk korzysta z plików cookies w celu realizacji usług: statystycznych, społecznościowych, funkcjonalnych. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Zmiany ustawień dotyczących cookies można dokonać w każdym czasie. Szczegółowe informacje umieściliśmy w Polityce Prywatności i Bezpieczeństwa.